sobota, 4 maja 2013

Rozdział 4 - Koszmar


Kolejny komentarz i od razu jest większa motywacja do pisania. Że o przypływie weny nie wspomnę :) Jestem bardzo zadowolona z rozdziału, choć pewnie są w nim jakieś błędy. Mam nadzieję, że się spodoba. :) Pliska o komentarze ;)


Zadowolona wbiegła z pięknym bukietem kwiatów do okazałej wiejskiej posiadłości. Jakieś 15 minut od niej stała wiejska świątynia. Nie była wielka. Ani zbudowana z przepychem. Jednak miała swój urok. Niedaleko niej znajdowała się niewielka polana pełna przepięknych kwiatów. To właśnie tam 8-letnia  różowowłosa dziewczynka zebrała swoje kwiaty. 
Teraz właśnie biegła ze swoim bukietem, żeby pokazać go swojej mamie.
- Mamo, mamo ! - zawołała, kiedy tylko zobaczyła piękną kobietę siedzącą na werandzie w ogrodzie. Właśnie kończyła haftować apaszkę. Była bardzo delikatna, a niej widniały płatki wiśni. Jednak dziewczynka  była tak przejęta, że nie zauważyła jak jej matka skrzętnie chowa swoje dzieło. 
-Sakura, kochanie. Nie pędź tak. - powiedziała z uśmiechem. 
- Hai, hai. Mamo?
-Tak?
- Spodoba się Minato-niisan mój bukiet?
Oczy kobiety zaszkliły się łzami. Widziała to . Już jutro jest ten dzień. Jutro minie 8 lat, kiedy jej najstarszy brat umarł wraz ze swoją rodziną. Poświęcił się, żeby ratować Konoha - gakure. Zginął jakieś dwa miesiące po jej narodzinach. Nigdy go nie poznała, a bardzo tego chciała. Jednak odebrano jej tą możliwość. Widziała zdjęcie na którym stał uśmiechnięty ze swoją żoną. Była piękną kobietą tak jak jej matka. Nazywała się  Kushina. Miała długie, czerwone włosy. Na zdjęciu była ona w zaawansowanej ciąży. Wyglądała razem  z  Minato-niisan na njaszczęśliwszych ludzi  na świecie. Tak bardzo chciała by ich poznać. Zazdrościła bratu. Był od niej straszy o 4 lata, więc choć trochę ich pamiętał.
- Na pewno kochanie. Jest śliczny. - teraz twarz kobiety spoważniała. - Sakura, już na parę miesięcy udasz się do Akademii Ninja. Pamiętasz czego Ciebie nauczyłam razem z tata?
- Tak. Nazywam się Sakura Haruno. Pochodzę z rodziny kupieckiej, lecz mam predyspozycje, żeby zostać ninja, tak jak mój starszy brat. Dlatego moi rodzice postanowili, że również powinnam udać się do Akademii  w Konoha. - spokojnie wyrecytowała. Mówiła już to tak wiele razy, że znała te pare wersów na pamięć.  
-Dobrze, bardzo dobrze. A teraz mi powiedz, dlaczego musisz wszystkim powtarzać tą historyjkę?
- Ponieważ w Konoha jest zdrajca, który planuje zagładę wioski. Doprowadził on do śmierci mojego najstarszego brata, Czwartego Hokage oraz jego żony i  dziecka.  Prawdopodobnie jest to ktoś,  kto posiada sporą władzę. 
Zielonooka spojrzała ze smutkiem na swoją matke. 
- Nee, mamo czy już wiecie kto zrobił tak straszną rzecz?? 
- Niestety nie, Sakura. - kobieta ciężko westchnęła. - Mamy już jednak swoje podejrzenia. Pamiętaj moje dziecko, nikomu, ale to nikomu nie możesz powiedzieć kim tak na prawdę jesteś. Ani ty, ani twój brat. To dla waszego bezpieczeństwa.



Nagle , usłyszała huk eksplozji. Była ona bardzo blisko. Poczuła jak wybuch odrzuca ją na najbliższą ścianę. Przerażona zamknęła oczy, szykując się na ból. Nie poczuła jednak zimnej, drewnianej ściany. Zerknęła i zobaczyła swoją mamę, która osłoniła ją własnym ciałem. 
- Sakura, jesteś cała?
- H - hai... - jeszcze nigdy nie widziała, żeby jej mama była tak zdenerwowana. Nie, to nie było tylko zdenerwowanie. To był też strach.
- Całe szczęście... Musisz uciekać!
Różowowłosa nie była wstanie  ustać na nogach. Cała się trzęsła. Do jej uszu teraz dobiegał odgłos wielu walk oraz wrzaski. Niektóre głosy wydawały jej się znajome.
Widząc w jakim stanie jest jej córka, kobieta  bez namysłu wzięła ją na ręcę  i zaczęła uciekać. Biegła w kierunku bocznego wyjścia, które prowadziło w kierunku świątyni. Dziewczynka szeroko otwartymi oczami patrzyła w około. Jej wzrok  natrafił na czerwoną plamę na plecach matki, która była doskonale widoczna na jasnym kimonie. Rozpoczynała się na prawej łopatce i stawała się coraz większa. Krew. Miała już coś powiedzieć, gdy mama gwałtownie zatrzymała się. Z jej gardła wydobył się cichy szloch. Odwróciła głowę i od razu tego pożałowała. Znajdowały się w jednych z wielu drzwi, które wychodziły na główny plac. Wszędzie było pełno krwi i nieruchomych ciał. Sostrzegła sylwetki dziadków, cioci i małe ciałka  6- letnich kuzynów, bliźniaków. Czasem jej dokuczali, ale ona i Mizuki najbardziej lubili się z nimi bawić. Teraz leżeli w kałuży krwi a ich ciała leżały pod nienatrualnym kątem. Z jej oczu popłynęły łzy. To było straszne... Wszędzie krew...
Dlaczego to musiało się dziać..? Na drugim końcu placu dpstrzegła walczących shinobi. Napastnikami byli ludzie z dziwnymi maskami na twarzach. Nie miała okazji się im przyjrzeć. Przed nią i jej mamą pojawił się tata cały umazany we krwi. 
-Aiko! Sakura! Tędy. Szybko! - poprowadził je do bocznego korytarza. Na jego ciele było wiele płytkich ran, ale dobrze się trzymał. Determinacja, żeby obronić swoich najbliższych dodawała mu sił. 
- Kenji... To przecież Anbu!! Jak... 
- To Korzeń!! Za tym wszystkim stał ten cholerny Danzou!!
- Niemożliwe!!
- A jednak. - odparł ponuro Kenji. - Udało mi się schować nasze dokumenty i zdjęcia.  Sakura i Mizuki będą bezpieczni. Obawiam się, że z dzieci tylko oni ocaleli...
To było dla niej jak zły sen. Koszmar, z którego chciała się już obudzić. Kolejna eksplozja. Sufit zapadający się na jej głowę. Nagle znalazła się w silnych ramionach ojca. A matka odepchnęła ich z całej siły. W bezpieczne miejsce.  Z przerażeniem zobaczyła, że mama jest przysypana gruzem. Z jej brzucha wystaje jakiś drewniany pręt. Jest cała zakrwawiona.
- Mamo!! - krzyczy nienaturalnie wysokim głosem. To nie może być prawda. Nie...
- Aiko! - głos ojca przepełniony jest rozpaczą. 
Mama uśmiechnęła się do nich smutno. 
- Nie martwcie się. Zawszę będę przy was... Sercem ... - mówienie jej sprawiało trudność, lecz mama nie zwarzała na to. - Sakura posłuchaj mnie... Macie zawsze się razem trzymać. Ty... i Mizuki. Choćby nie wiem co... Kocham was...Przekaż... mu to.
Ledwo co widziałam przez łzy jej twarz. Na której gościł smutny usmiech. Żegnała się z nami. 
- Kenji... Dziękuję ci za wszystko. Wygląda na to, że pierwsza spotkam się z Minato... Kocham was... Macie żyć...
Mama zamknęła oczy. Przestała oddchać... Zaczęłam cicho szlochać. Poczułam jak tata mocno mnie przytula. On też płakał. Jednak zebrał się w sobie i znów ruszyliśmy do ucieczki. Po paru  minutach znaleźliśmy się na obrzeżach lasu. Myślałam, że to już koniec. 
- Przeszukać las!! Widziałem  jak osoba tam biegła.
Zaraz będą tu oprawcy. Jest ich zbyt wielu... Tata nie da rady. Zginiemy... Tylko takie myśli przechodziły mi przez głowę. 
- Cholera... Nie mam wyjścia. - ojciec postawił mnie delikatnie na ziemi i zaczął szybko wykonywać  pieczęcie. - Kuchiyose no Jutsu!! - przyłożył rękę do ziemi. Z kłebów dymu pojawił się srebrzysty wilk o błękitnych oczach.  Zwierzę było o wiele większe o normalnego wilka. Nasz  klan od wieków miał podpisany z nimi kontrakt.
- Furasshu zajmij się Sakurą. Wiesz, gdzie ją zabrać. 
- A ty? 
- Ja zostanę i odciągnię od was.
-Nie tato! Nie zostawiaj mnie! - szlochałam. Jeśli teraz pójdzie, zginie. 
- Sakura, słoneczko. To jedyny sposób żebyś przeżyła. Ty i Mizuki. Pamiętaj co mówiła mama. Zawsze będziemy nad wami czuwać. - mówił ciepłym głosem. -Pamiętaj. Oboje macie żyć.
Mocno przytulił mnie. Ten ostatni raz. Pocałował mnie w czoło, uśmiechnął się i posadził mnie na wielkim grzbiecie wilka.
- Furasshu liczę na ciebie. Proszę, ty i reszta twojej rodziny zajmijcie się Sakurą i Mizukim. Za wszystko odpowiedzialny jest korzeń i Danzou. Wyjaśnijcie im całą sytuację. 
- Oczywiście. Możesz na nas liczyć.
- Dziękuję. Inoichi będzie wiedzieć gdzie są ukryte nasze dokumenty. 
Niedaleko nas rozbrzmiały odgłosy zbiżających się ludzi. Morderców. 
- Ruszajcie! Sayonara.
Wilk skinął mu smutno głową i biegiem ruszył w sobie znanym kierunku. Ostanie co usłyszałam to odgłosy zaciętej walki. Później utonęłam w ciemności, która choć na chwilę dała mi ukojenie. Straciłam przytomność.


                                                      ***
Obudziłam się z krzykiem. Cała zapłakana i roztrzęsiona. Był środek nocy a za oknem szalała burza. Na dźwięk grzmotu skuliłam się ze strachu. Od tamtego wydarzenia, choź minęły już 4 lata, bałam się grzmotów. To pierwszy raz kiedy jestem sama podszac burzy z grzmotami. Zazwsze był przy mnie  onii-san lub  Hoshi i Yuki. Od tamtego strasznego wydarzenia, mną i Mizukim zajęły się wilki. Opieokowały się nami, nauczyły walczyć. Staly się drugą rodziną. Chodź chyba już wcześniej nią były. Tata często przywoływał Hoshi i Yuki, a także Furasshu. Zawsze bawiliśmy się z tą dwójką, a srebrzysty wilk pilnował nas, kiedy rodzice nie mogli się nami zająć. Skuliłam się w kłebek, przykrywając się szczelnie kołdrą. Wiedziałam, że tej nocy już nie zasnę. 

                                                      ***
Siedział przy stole w przytulnej gospodzie. Razem z drużyną wracał z udanej misji. Przyjaciele wesoło rozmawiali z sensei'em, jednak on był nieobecny. Za oknem szalała burza. Martwił się, jego młodsza siostrzyczka bała się takich burz. Z grzmotami. Pamiętał jak w jego pokoju w Konoha pojawił się Furasshu i zabrał go do Doliny Elteron, miejsca gdzie mieszkają wilki, z którymi jego klan ma podpisany od pokoleń kontrakt. Dowiedział, że cała jego rodzina została wymordowana. Przez korzeń i Danzou, który należał do starszyzny. Nie mógł w to uwierzyć. Osunął się zszokowany na kolana. Nagle wpadła na niego z impetem mała osóbka. Przed oczami mignęły mu różowe włosy. Sakura. Dzięki bogom żyje. Pierwszy raz widział ją taką przerażoną. Trzęsła się jak osika i rozpaczliwie płakała. Do jego oczu również napłynęły łzy. Długi czas siedzieli razem przytuleni i płakali. 
Z zamyśleń wyrwał go głos  przyjaciela. 
- Mizuki!! Co ty taki nieobecny? Wykonaliśmy misję. Trzeba świętować- powiedział z uśmiechem Kaoru. Był jego najlepszym przyjacielem od czasów Akademii,  choć nie zna jego tajemnicy. I dobrze. Przynajmniej jest bezpieczny. Niebieskowłosy zawsze był w gorącej wodzie kąpany i gdyby się teraz dowiedział, zrobiłby coś głupiego. Był tego pewny. 
- Już  jutro wieczorem będziemy w Konoha. Rozchmurz się - powiedziała Sayuri.
- Dokładnie. Na misji spisaliście się znakomicie. - zawturował podchmielony już sensei.
I tak przyjaciele wciągneli go w rozmowę, która rozproszyła prawie wszystkie jego troski. Nie mógł przestać martwić się o Sakure. Na szczęście niedługo będzie już w domu. 

3 komentarze:

  1. Heh... faaaaajny ten blog tylko niech ten pojeb danzou dednie (tak wiem jestem okrutna .) Ciekawe co sasek ma do sakurci on wogule dziwny jakiś jebnięty emos (sorry emosy są cool ) wiesz co zrób z sakury przyjaciółkę itasia sas będzie miał wkurw. Pozdrawiam pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetny rozdział.Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam i weny życzę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Danzou, ty stary zgredzie -.- ...
    Sakura, nawet jej przeszłość... zupełnie inna (dzięki Bogu! xD ale przez to w ogóle nie mogę sobie wyobrazić takiej Sakury, jakby była zupełnie inną osobą... ale serio, o wiele bardziej podoba mi się taka Sakura niż prawdziwa :D). Największy szok? Jej zmarły brat ze swoją żoną i dzieckiem - czwarty Hokage. Czy to znaczy, że ... ? Bez spiolerów, ale zaciekawiłaś mnie ogromnie tym :D

    OdpowiedzUsuń